Rejs Niepodległości - jak to się zaczęło?


Pisząc te słowa, mam w pamięci, że rok temu o tej porze nie pomyślałabym, że na początku stycznia 2019 roku będę szykować się na niemal trzytygodniową pielgrzymkę do środkowoamerykańskiego  państwa. Panama! To właśnie w tym państwie odbywają się 34. Światowe Dni Młodzieży. Wprawdzie rok temu wysłałam swoje zgłoszenie na konkurs Rejs Niepodległości i moim marzeniem było wziąć udział w etapie rejsu dookoła świata na Darze Młodzieży oraz wyruszyć do Panamy na spotkanie z Papieżem, ale wszystko miało rozstrzygnąć się 20 stycznia 2018 roku...

W ciągu tego roku wygrałam konkurs, przeszłam tygodniowe szkolenie w Gdyni w celu uzyskania książeczki morskiej, a później płynęłam Darem Młodzieży na  etapie rejsu dookoła świata: Kopenhaga-Stavanger-Szczecin.

Poniżej moje wspomnienia z dotychczasowego przebiegu konkursu Rejs Niepodległości, zamieszczone na stronie Gminy Sieraków: https://www.sierakow.pl/asp/pl_start.asp?typ=13&menu=9&sub=4&subsub=8&dzialy=9&akcja=artykul&artykul=473

Jak to się zaczęło?
Dar Młodzieży z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości okrąża świat, a kluczowym momentem jest udział w Światowych Dniach Młodzieży w Panamie. Moja przygoda z konkursem Rejs Niepodległości rozpoczęła się rok temu – zimą 2017 roku, kiedy to natrafiłam na informację w Internecie. Chociaż o rejsie dookoła świata oraz udziale w ŚDM w Panamie 2019 marzyłam wcześniej. W jaki sposób znalazłam się w gronie laureatów? Jako że mieszczę się w przedziale wiekowym 18-26 lat, wysłałam zrobione przez mnie zdjęcie zimowego Poznania (można było zgłosić zdjęcie albo film w temacie „Mała Ojczyzna”). Następnie zbierałam głosy internautów w dedykowanej aplikacji na Facebooku, gdzie zamieszczone zostały wszystkie zgłoszone zdjęcia i filmy. Do II etapu zaproszono 500 osób, których prace otrzymały największą ilość głosów. Mroźnego 20 stycznia 2018 roku pojechałam do Warszawy na test wiedzy. Pytania dotyczyły historii Polski od Powstania Kościuszkowskiego do 1918 roku, morza w Biblii oraz podstaw wiedzy żeglarskiej. Do Wielkopolski wracałam już jako szczęśliwa laureatka!

Każdy laureat płynie na Darze Młodzieży w charakterze członka załogi. Do tego niezbędne jest posiadanie książeczki żeglarskiej, która pełni rolę morskiego paszportu i jest uznawana we wszystkich portach świata. By ją uzyskać trzeba przejść 7-dniowe szkolenie oraz szeroko zakrojone badania lekarskie. Z morskim świadectwem zdrowia wystawionym przez uprawnionego lekarza pojechałam do Gdyni na tygodniowe szkolenie na początku maja 2018 roku. Codziennie uczestniczyliśmy w zajęciach od rana do późnych godzin. Mieliśmy m. in. wykłady i ćwiczenia ze specjalistycznych przedmiotów, kurs medyczny, zajęcia na basenie oraz na poligonie. Do tej pory z dreszczykiem wspominam skoki w pasie ratunkowym, a następnie w kombinezonie ratunkowym, z 3-4 metrowej wieży do basenu. Najlepszymi wspomnieniami są zajęcia przeciwpożarowe na poligonie, gdzie biegaliśmy w maskach tlenowych po zadymionym piętrowym kontenerze i uczyliśmy się korzystać z gaśnic oraz wieczorne śpiewanie szant na gdyńskiej plaży.

Obraz na stronie rejs_niepodleglosci__7_.jpg
fot. Wpłynięcie Daru Młodzieży do Szczecina (fot. Dariusz Nadstazik)

Niemal 400 laureatów zostało podzielonych na kilka etapów rejsu dookoła świata. Dar Młodzieży wraz z ok. 150 osobami na pokładzie hucznie opuszczał Gdynię 20 maja. Do portu wróci pod koniec marca 2019 roku. Po przeszkoleniu, odebraniu międzynarodowego dokumentu morskiego i pozostałych przygotowaniach byłam wprawdzie gotowa, aby wyruszyć w rejs, lecz mój etap dopiero miał nadejść…

Pierwsze kroki na pokładzie
Zakwalifikowałam się do II etapu: Kopenhaga (Dania) – Stavanger (Norwegia) – Szczecin (Polska), który odbył się w dniach 31 maja – 12 czerwca 2018 roku. Do duńskiej stolicy dojechaliśmy autobusem, którym do Polski wrócili uczestnicy I etapu. Z dumą spojrzałam na statek, który miał stać się moim domem na najbliższe dwa tygodnie. Dar Młodzieży (więcej informacji na stronie: http://www.umg.edu.pl/armator/dar-mlodziezy) jest trzymasztową fregatą, której długość całkowita to niemal 110 m, a maszty mają prawie 50 m. Robi wrażenie. Na statku mieści się ponad 150 osób (w tym 32 osób z załogi stałej). Jest on małym „miasteczkiem”, wyposażonym w piekarnię, kuchnię, szpitalik, spalarnię śmieci, kontenery, maszynownię. Życie na nim nigdy nie śpi. Stąd podział załogi na trzy wachty, mającej stałe godziny pracy. Zostałam przydzielona do wachty I, co prawda określanej pewnym zwierzęcym przymiotnikiem, ja jednak byłam nią zachwycona! Nasze dyżury odbywały się codziennie w godzinach 12:00-16:00 oraz 00:00-04:00. Co trzy dni przypadała naszej 30-40-osobowej wachcie „dobówka”, podczas której ma się dyżury całą dobę, gdyż jest więcej zadań do wykonania.
Rytm dnia na morzu odrobinę różni się od rytmu dnia w porcie. Wbrew pozorom również w porcie jest bardzo dużo pracy, chociaż jej charakter jest inny. Jak wygląda praca na statku? 37-letnia fregata zawsze wygląda pięknie, pokład jest czysty, relingi wypucowane, mosiądze wyszlifowane tak, że przypominają lustra. Jest w tym także mój wkład! Na pełnym morzu pod okiem bosmana naszej wachty i starszego bosmana chwytaliśmy w dłonie papiery ścierne, ściereczki oraz specjalne pasty, szczotki, mopy itd. i ruszaliśmy do zajęć na pokładzie w charakterze dejmanów pokładowych. Nadto, każda z wacht ma charakterystyczne, dodatkowe zadanie – wachta I codziennie o północy obiera ziemniaki na tzw. Placu Kaszubskim. Poza pracą na pokładzie w charakterze dejmana trafiały się „dyżury-smaczki”, jak na przykład tzw. ster-oko, kuchnia, pentra studencka, pentra załogowa, toalety. Dwukrotnie miałam okazję pracować na ster-oku, co było jednym z najwspanialszych doświadczeń! Dyżur odbywał się na mostku, czyli w miejscu, gdzie podejmowane są najważniejsze decyzje dotyczące jednostki oraz jej mieszkańców. Właśnie tam pracuje oficer wachtowy, obsługuje wszystkie urządzenia nawigacyjne i dba o bezpieczeństwo na pokładzie. W sytuacji stawiania bądź klarowania żagli, jak też w momentach o podwyższonym stopniu zagrożenia, dołączają do niego komendant, chef i asystent. Podczas pracy na ster-oku monitoruje się otoczenie statku, czyli inne jednostki, sprawdza się kolizyjność ich kursu, oraz – co zapewniało najwięcej wrażeń – steruje się fregatą! W pierwszych chwilach trzymania steru w dłoniach było mi dość trudno monitorować jednocześnie trzy urządzenia i przewidywać kierunek oraz nasilenie uderzeń fal czy wiatru. Musiałam z wyprzedzeniem podejmować działania mające wyrównywać wychylenie statku. Jednak po chwili okazało się to bardzo przyjemne i dające ogromną satysfakcję! Każdemu polecam wizytę na mostku, czyli mózgu i zarazem trochę sercu każdej jednostki pływającej. Z kolei praca w porcie polegała na oprowadzaniu gości, wyrzucaniu śmieci do kontenerów (o godzinie 5:00), ładowaniu zakupionej żywności na pokład itd.
Obraz na stronie rejs_niepodleglosci__4_.jpg

fot. Na Morzu Północnym (fot. Agnieszka Lubera).

Jak wygląda dzień na statku?
Dzień rozpoczynał się rozgrzewką o 6:45 (czyli dla wachty I, pracującej do 04:00, oznaczało to ok. 2,5 h nocnego snu). Na statku polegała na wchodzeniu na reje lub robieniu przysiadów, a w porcie na biegach na nabrzeżu. Po ćwiczeniach jedliśmy śniadanie i zbieraliśmy się punktualnie o 8:00 na rufie statku na podniesienie bandery. Wachta I mogła odespać nocną pracę do 11:30, czyli pory obiadowej. Następnie praca. O 17:30 jedliśmy kolację. Czasem ogłaszano alarm do żagli i każdy załogant – bez względu na to, czy akurat miał wachtę czy nie – stawiał się na pokładzie. Z uwagi na obecność kapelana na części naszej trasy mogliśmy uczestniczyć w mszy św. oraz nabożeństwach, co było umocnieniem w tej morskiej przygodzie. Jednym z ciekawszych wspomnień jest dla mnie zwykłe-niezwykłe grill i impreza z najnowszymi hitami na pokładzie gdzieś na środku Morza Północnego, kilkaset metrów nad ziemską skorupą. Uwierzcie, że mijające nas statki obserwowały nas z zaciekawieniem!
Jeszcze kilka dni po powrocie spoglądałam na zegarek i zastanawiałam się, która wachta właśnie pracuje, jakie zadania przydzielił jej bosman. Nawet 6 stopni w skali Beauforta przeżyte w dzień wchodzenia do portu w Stavanger nie zmieniło mojego upodobania do bujania, które tak doskonale usypia. Ciekawym doświadczeniem było chodzenie po pokładzie w dość znacznym przechyle. Piękne i wzruszające były chwile wpatrywania się w morską dal, w kolorowe albo gwiaździste niebo. Wspominam młodych ludzi z pasją, z którymi dzieliłam kubryk, modliłam się, pracowałam, spożywałam posiłki. Podziwiam załogę stałą, jej profesjonalizm, doświadczenie oraz wiedzę. Pobyt na Darze Młodzieży był dla mnie prawdziwym DAREM, przygodą, o jakiej marzyłam, ale nie byłam w stanie jej sobie wyobrazić.
Obraz na stronie rejs_niepodleglosci__8_.jpg

fot. Dar Młodzieży w Szczecinie (fot. Dariusz Nadstazik)

Z wizytą w Watykanie
Pewnym niespodziewanym przedłużeniem morskiej przygody był wyjazd do Rzymu w celu zaproszenia Papieża Franciszka na pokład Daru Młodzieży podczas ŚDM w Panamie. Jako członek delegacji młodych na czele z ministrem Markiem Gróbarczykiem uczestniczyłam w środowej audiencji papieskiej w dniu 20 czerwca 2018 roku. Wręczyliśmy Franciszkowi replikę Daru Młodzieży, z której bardzo się ucieszył. Poprosił nas o modlitwę w jego intencji, do czego zachęcam również Czytelników. Po rozmowie oraz błogosławieństwie zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Obraz na stronie rejs_niepodleglosci__11_.jpg
fot. Watykan, spotkanie z Papieżem Franciszkiem
Rejs Niepodległości ciągle trwa! 11 stycznia wylatuję na Światowe Dni Młodzieży do Panamy, gdzie zostanę do końca miesiąca. Jako laureaci konkursu będziemy uczestniczyć w dniach diecezjalnych, następnie w obchodach centralnych z udziałem Papieża Franciszka, przygotowujemy również koncert wokalno-taneczny z Siewcami Lednicy. Czeka nas wiele wrażeń w tym gorącym środkowoamerykańskim państwie. Zabiorę materiały promocyjne z Sierakowem, aby tubylcy mogli poznać moją piękną Małą Ojczyz

Komentarze

Popularne posty