Na panamskiej ziemi!

[SOBOTA, 12.01] Mimo że w Polsce pełnia nocnego odpoczynku, w Panamie ktoś dopiero „wyłączył” światło i zrobiło się ciemnawo. Dzisiaj (niedziela) uczestniczyliśmy we Mszy św. w kaplicy pod wezwaniem św. Ines (św. Agnieszki) w malutkiej miejscowości El Retiro. Wygrzewaliśmy się w ponadtrzystopniowej temperaturze w prowincji Coclé, gdzie spędzamy czas aż do Dni Centralnych ŚDM. Przemierzaliśmy też trzy sklepy w poszukiwaniu kart do telefonów, żeby się z Wami skontaktowac. Póki co relacja z soboty - 12 stycznia, która trwała 24 h + 6 h.

Wylądowaliśmy ok. godz. 13:00 czasu panamskiego na lotnisku Tocumen w Panamie. Podróż dreamlinerem LOT 787 była bardzo wygodna i minęła dość szybko, śpiąco, filmowo oraz posiłkowo. Dość specyficzne jest uczucie, gdy na pokładzie ponad trzystuosobowej maszyny większość osób znasz co najmniej z widzenia.

Wbrew pozorom po wyjściu z lotniska wcale nie uderzyła mnie fala gorąca i wilgotnej masy powietrza. Jak wiedzą moi bliscy i przyjaciele lubuję się w wysokiej temperaturze, więc nie traktujcie tej informacji jako zobiektywizowanej. Po opuszczeniu lotniska - dość problematycznym, ponieważ konieczny był podział naszej sporej grupy - ruszyliśmy do dwóch miejscowości prowincji Coclé - Rio Hato (mój rewir) oraz Antón. Obie miejscowości są po zachodniej stronie Kanału oraz na południowej stronie państwa. Miejscowość Las Guias de Oriente, w której mieszkam, jest oddalona o około 5 km od Oceanu Spokojnego!

Podróż autobusem (z godzinnym postojem) trwała około trzech godzin, mimo stosunkowej niedużej odległości. W Rio Hato z wielką radością przywitali nas przed kościołem Panamczycy! Mimo zmęczenia 24-godzinną podróżą entuzjazm witających nas w parafialnym kościele tłumów porwała nas do modlitwy i wielbienia Pana Boga tańcem. Mieszkańcy są bardzo radośni i otwarci.

Nasza ekipa Rio Hato została przydzielona do kilku okolicznych miejscowości, większość pielgrzymów trafiła do domów samotnie. Osoby nieznające hiszpańskiego muszą całkowicie zdać się na prowadzenie Ducha Świetego, aby wszystko uzgodnić z goszczącymi rodzinami. Mam to szczęście, że zostałam przydzielona do 16-osobowej grupy (w większości znanej mi z etapu rejsu czy wyjazdu do Rzymu). Jest z nami ks. Przemek Brodowski SAC, kapelan statku na moim etapie Rejsu Niepodległości, misjonarz, który pracował w Ameryce Południowej i biegle posługuje się hiszpańskim. Mimo że sądziliśmy, że będziemy mieszkać pojedynczo, pod swój dach (odstępując nam cały dom i śpiąc na tarasie, u rodziny czy sąsiadów, bądź jadąc do miasta na nocleg) przyjęła nas 9-osobowa rodzina. Radość i otwartość to cechy, które codziennie zauważamy z nową mocą. Pojechaliśmy do miejscowości Las Guias de Oriente, gdzie naszą ekipę przywitała hucznie cała wieś! Tańców i śpiewów nie było końca. :) Po kolacji - smażone banany warzywne i parówki w sosie - udaliśmy się do domu. Było już ok. 22:00. Do tej pory jedynie słyszałam od innych, że najchętniej dzielą się wszystkim tym, co mają najubożsi, teraz doświadczam tego na własnej skórze. Goszcząca nas rodzina udostępniła nam swoje trzy pokoje z betonową posadzką w domu, w którym zamiast okien są kratki chroniące przed insektami. Wielu Panamczyków ma dobre telefony, TV czy auta, ale żyje w domach uderzająco skromnych. Ludzie są jednak radośni, rodzinni i zadowoleni. Dziękuję Bogu za to doświadczenie tych po europejsku mówiąc „trudnych warunków” - po prostu tak żyją miliony ludzi na całym świecie i może to pomoc nam doceniać ogromne dobra, jakie mamy. Nasze samopoczucie nie ma zależeć od powierzchni najnowszego domu czy samochodu, ale tego, co mamy w sercu i jak traktujemy innych ludzi.

Pozdrawiam serdecznie, pamietam w modlitwie - podróże wesołym żółtym busikiem i modlitwa radosna w wersji panamskiej  temu sprzyjają!











Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty