Z drugiej ręki, czyli Panama oczami Rejsowiczów (vol. 1)

Zgodnie z obietnicą, panamski blog nie kończy się z chwilą powrotu do Polski. Dlaczego? Bowiem doświadczenie Panamy w nas żyje! Czekamy na dalsze owoce Światowych Dni Młodzieży i spotkania z Ojcem Świętym. Zachęcam do zajrzenia do poprzedniego wpisu "Czy ja mogę coś ze sobą ZABRAĆ?" (link), ponieważ umieściłam tam odnośniki do wszystkich oficjalnych przemówień Papieża Franciszka w Panamie. Warto zapoznać się z tym, co mówił do oficjeli, osadzonych w więzieniu czy do nas, młodych, na "panamskich Brzegach". :)
Fot. Dawid Sobarnia
Teraz zapraszam do przeczytania relacji uczestników Rejsu Niepodległości!
Ile osób, tyle niesamowitych wspomnień. :)


Jeszcze w Panamie, później na lotnisku i następnie jeszcze Facebook'owo i WhatsApp'owo poprosiłam znajomych o podzielenie się doświadczeniem pobytu w tym środkowoamerykańskim państwie, już tak bliskiego naszym sercom. Warto dzielić się tym, co się przeżyło. Jest to wartościowe dla Was - gdyż poznajecie Panamę z innej perspektywy - oraz dla Emilii, Sławka, Michała, ks. Michała, Basi, Darii - ponieważ mogli kolejny raz wrócić do tego czasu i przekazać swoje przesłanie Czytelnikom bloga. W końcu "darmo otrzymaliście, darmo dawajcie" :)

Gorąco zachęcam do lektury! Kolejność Autorów alfabetyczna, z poszanowaniem prośby o anonimowość, z samodzielnie przygotowaną notką o sobie oraz zdjęciami.

***

Emilia

O wyjeździe do Panamy można by opowiadać i opowiadać. Mogłabym napisać o egzotycznych plażach, mszach pełnych tańca, bananach, które pojawiały się w każdej potrawie (z sushi włącznie), busach przewożących 2 razy więcej ludzi niż powinny i innych panamskich nowinkach, ale z tym zadaniem świetnie poradziła sobie Luiza w poprzednich postach. :) Ja napiszę o ludziach, których spotkałam na swojej drodze, bo to dzięki nim poczułam się na drugim końcu świata jak w domu.

Nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia ze strony Panamczyków. Widać było, że nas wyczekiwali, wzruszali się na nasz widok, wielokrotnie słyszeliśmy, że to dla nich błogosławieństwo, że mogli nas przyjąć do swojego domu. Kiedy trafiłam do swojej pierwszej rodziny mieszkającej w La Macie zastanawiałam się, jak odnajdę się w tym miejscu. Rodzina mieszkała skromnie, w domu nie było bieżącej wody, prysznic stanowiła balia z wodą na zewnątrz, osobno stał wychodek. W domu brakowało różnych rzeczy, do których byłam przyzwyczajona, jak samochód, lodówka, czy lustro. Kiedy zapytałam o ostatnie, Rosalba z żalem stwierdziła, że jedyne co może mi zaoferować to małe lusterko od szczotki do włosów. Następnego dnia, kiedy wróciłam, w moim pokoju czekało na mnie ogromne lustro. W ciągu tego dnia rodzina zdążyła wyremontować też drugi wychodek, który od tej pory miał muszlę że spuszczaną wodą i był wyłącznie do mojego użytku. Bardzo mnie to wzruszyło, rodzina naprawdę robiła co mogła, żebym miała jak najbardziej komfortowe warunki. Codziennie szykowali mi posiłki, odprowadzali mnie pod kościół i pomimo że kompletnie nie rozumiałam ich hiszpańskiego starali się spędzić ze mną trochę czasu, pokazywali zwierzęta, zdjęcia rodziny i oprowadzali po ogrodzie.

Kiedy przeprowadziłam się do Panama City wszystko obróciło się o 180 stopni. Zamieszkałam w apartamencie w wieżowcu z basenem, moja gospodyni posługiwała się angielskim lepiej niż ja, a wszystkich rejsowiczów miałam w zasięgu ręki. Nie zmieniło się tylko ciepłe nastawienie. Specjalnie na mój przyjazd Maria okleiła drzwi swojego domu motywami związanymi z Polską: biało-czerwoną flagą, karteczkami z polskimi "witamy w Panamie" i "Kochamy Cię" oraz obrazkami Jana Pawła II. Po paru dniach na drzwiach pojawiły się również francuskie motywy, a do apartamentu wprowadziła się dziewięcioosobowa francuska załoga, która dopłynęła do Panamy jachtem.

To było niesamowite przeżycie poznać młodzież z innych krajów. Na ulicach nie było miejsca, w którym jakaś grupa nie tańczyłaby i nie śpiewała w swoim języku. Przez te kilka dni wszyscy tworzyliśmy ducha Światowych Dni Młodzieży. I może dlatego tak dobrze wspominam Nocne Czuwanie. To chyba jedno z lepszych przeżyć w Panamie. Siedzieliśmy zgromadzeni w grupie tak dużej, że nie dało się ogarnąć jej wzrokiem, wszędzie było kolorowo od flag, czuć było ciepło, wspólnotę ludzi. Tam poznałam nowych kolegów z Meksyku i Korei. Spędziliśmy kilka godzin grając i rozmawiając ze sobą o wszystkim: naszej kulturze, naszych wrażeniach, z czego znane są nasze kraje, w czym różnią się od Panamy i siebie nawzajem. Nie czułam nawet, jak szybko zleciała ta noc.

Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej grupie ludzi, która sprawiła, że ten wyjazd był wyjątkowy: o tej, która ze mną tam przyjechała. Wspólne tygodnie na drugim końcu świata zgrały nas bardzo ze sobą i dały szansę poznać siebie nawzajem. Mieszkaliśmy ze sobą, podróżowaliśmy, planowaliśmy kolejne dni, odpoczywaliśmy, bawiliśmy się, wygłupialiśmy, tworzyliśmy chór. Przeżyliśmy razem przygodę i wierzę, że nie będzie ona ostatnia. ;)
Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.

Fot. archiwum Emilii Strzałki.


Emilia o sobie: mam 20 lat, połowę życia spędziłam w harcerstwie, a teraz studiuję grafikę projektową na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu.

Od Luizy: Z Emilią poznałyśmy się w kubryku na Darze Młodzieży w czerwcu 2018 r. Przepłynęłyśmy razem 1061 mil morskich, przemierzyłyśmy Kopenhagę i Stavanger. W Panamie śpiewałyśmy razem w chórze, wprawdzie w innych głosach, ale razem. :) Odległości przemierzone razem w Panama city można już chyba liczyć w setkach. Dziękuję, Emi!

***

Sławek Goclan

19 dni w Panamie. Było to 19 intensywnych dni, 19 nieprzespanych nocy, 19 dób spędzonych na poznawaniu kultury lokalnej społeczności w gronie rejsowych przyjaciół.

Pierwszego dnia zetknąłem się z niebywałą otwartością i radością z życia mieszkańców małej miejscowości Rio Hato. Pomimo bariery językowej, bez większych problemów byliśmy w stanie się porozumieć, a w chwilach braku zrozumienia wystarczał szczery uśmiech i wszystko stawało się jasne. Każdy poranek rozpoczynałem od śniadania w lokalnym stylu (pieczone platano, placki kukurydziane i smażone parówki). Niestety Panamska kuchnia charakteryzuje się monotonią, jak i brakiem wyrazistości, więc każdorazowo po posiłku dla zabicia smaku rozkoszowałem się świeżo zerwanymi z palmy kokosami, soczystymi papajami, jak i bananami. Lokalna społeczność dokładała wszelkich starań, aby umilić nam czas, nawet na najkrótszą chwilę nie wkradła się nuda. Wyjazdy na plażę, pikniki nad wodospadami, spacery po dżungli, wieczorne tańce i turnieje, w taki sposób mijały nam dni. Po tygodniu nadszedł smutny czas pożegnania. Przez ostatnie 7 dni naprawdę zżyliśmy się z naszą nową rodziną. Nie obeszło się bez wzruszeń i łez.

Kolejnym etapem podróży było Panama City i obchody Światowych Dni Młodzieży. Na ulice stolicy wylały się tłumy ludzi. Moje sceptyczne nastawienie krótko po tym, jak ujrzałem tysiące uśmiechniętych twarzy zmierzających na spotkanie z Papieżem, uległo zmianie. Setki tysięcy ludzi z całego świata przybyły w to miejsce właśnie dla niego. Czekamy cierpliwie na jego przybycie, z daleka słychać przesuwającą się falę krzyków i oklasków. Papież w swoim papamobile zmierza w moim kierunku, widzę go z odległości 5 metrów. Z początku myślałem, że to nic wielkiego, starszy Pan ubrany na biało, trochę jak celebryta. Byłem w ogromnym błędzie, z którego wyprowadziło mnie uczucie kiedy go zobaczyłem, a dookoła setki wzruszonych ze szczęścia twarzy, łącznie z moją. Następnie Papież wygłasza przemówienie. Szczególnie w pamięci zapadają mi słowa o tym, aby w relacjach z innymi budować mosty, a nie je burzyć, oraz o samej wierze. O tym, że każdy z nas ma prawo wierzyć i praktykować to na swój sposób.

Panamczycy, zwłaszcza ci mieszkający na peryferiach urzekli mnie swoją radością z życia, pomimo braku wielkiego majątku, na ich twarzach bez przerwy gościł uśmiech. Większość z tych ludzi to skrajni minimaliści, w wielu domach jedynym wyposażeniem jest kilka podstawowych mebli, ludzie nie chodzą poobwieszani złotą biżuterią, a mimo to potrafią czerpać prawdziwą radość z życia.

Panama to nie tylko ubóstwo i slumsy, sama stolica to miasto kontrastów. Tuż obok domów z pustaków pokrytych blachą wyrastają wielkie wieżowce. Szybie auta, wielkie domy z basenami to chleb powszedni dla wielu mieszkańców. Ta grupa „localsów” wykazywała się równie wielką życzliwością i sympatią do nas - pielgrzymów.


Pomimo wszechobecnego hasła „aqui es peligroso” - "tu jest niebezpiecznie", przez najkrótszą chwilę nie czułem się zagrożony. Kraj ten przepełniony jest życzliwymi ludźmi, zniewalającymi widokami, co w połączeniu z paczką dobrych rejsowych przyjaciół daje niezapomniany efekt!

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. archiwum Sławka Goclana.

Fot. Dawid Sobarnia.
W drodze na spotkanie z Papieżem Franciszkiem.

Sławek o sobie: Mam 24 lata, pochodzę z Nowej Dęby. Kocham podróże, które przeplatam ze studiami na Uniwersytecie Ekonomiczym w Krakowie. Płynąłem na odcinku Szczecin- Teneryfa.

Od Luizy: Poznaliśmy się dopiero w Panamie. Podczas odbioru bagaży na Okęciu zapytałam Sławka, czy nie zechciałby podzielić się swoim doświadczeniem Panamy i Światowych Dni Młodzieży. Od razu odparł, że pewnie, chętnie napisze kilka słów. Chociaż później obawiał się, czy da radę ująć tyle wrażeń w tekście. Udało się. Z pewnością doświadczyliście radości oraz otwartości, które płynącą z tej relacji. Dziękuję! :)

***

Michał

ŚDM w Panamie. Dla wielu, w tym dla mnie, było to marzenie, marzenie mające swój początek wśród wielkiej radości na podkrakowskich Brzegach. Jak to często bywa myśl odeszła w zapomnienie, ale na szczęście nie na zawsze.

Pewnego dnia, ponad rok później pojawiła się możliwość jej zrealizowania. Dzięki moim przyjaciołom odkryłem konkurs Rejs Niepodległości. Następnie, chociaż nie bez “chwili” zastanowienia, wziąłem w nim udział. Zostanie jednym z około 400 laureatów dało nam możliwość wzięcia udziału w rejsie żaglowcem - Darem Młodzieży - oraz właśnie uczestniczenia w ŚDM w Panamie.

JMJ to bardzo ciekawe doświadczenie. Czas spotkań z Papieżem Franciszkiem, czas porannych katechez oraz Mszy Świętych. Na początku, podczas Diecezjalnych Dni Młodzieży, mieszkając w miejscowości Antón, mogliśmy również poznać lokalną kulturę, wspaniałych, otwartych, życzliwych ludzi oraz uroki miejscowego krajobrazu - oceanu i bujnej roślinności. W międzyczasie mieliśmy również okazję wziąć udział w pięknym koncercie w miejscu, gdzie Papież Jan Paweł II w 1983 r. sprawował Mszę Świętą.

Mogłoby się wydawać, że najowocniejszym czasem powinny być spotkania z Ojcem Świętym - Droga Krzyżowa, Nocne Czuwanie oraz Msza Święta posłania sprawowana w niedzielny poranek. Muszę przyznać, były to wartościowe doświadczenia. Jednak dla mnie, najważniejsze w tych ŚDM było wspólne życie i tworzenie relacji z naszą panamską rodzinką. Stanie się częścią ich małej wspólnoty. Doświadczenie ich dobroci, miłością. Wzajemna wymiana i dzielenie się naszym życiowym  doświadczeniem. Nasz wspólny czas zakończyła kolacja i modlitwa poprzedzająca wyjazd na lotnisko. Był to dla piękny czas, czas wzruszeń, czas Bożego Błogosławieństwa. Ten wyjazd uświadomił mi również, że często wystarczy po prostu być i żyć, że czasami Pan Bóg posługuje się nami bez naszej świadomości. Przychodzi do nas w prostych rzeczach, w kontaktach z naszą rodziną, przyjaciółmi, nieznajomymi. Wystarczy, że zaprosimy Go do naszego życia i pozwolimy, aby to On nas prowadził. Owocem tego będzie wzajemna miłość, troska, szacunek. W Panamie uświadomiłem sobie również, że najważniejsze jest dzisiaj i że tylko w tym momencie możemy działać. Przyszłość oraz przeszłość jest ważna, ale nie powinna nam przysłaniać teraźniejszości.

Na koniec chciałbym przybliżyć Wam słowa papieża Franciszka z homilii wygłoszonej 27 stycznia na Mszy Posłania na zakończenie 34. ŚDM.

Ja ze swojej strony życzę Wam odwagi, miłości, otwartości i wytrwałości w podążaniu za Panem. Amen!

“Ponieważ wy, drodzy młodzi, nie jesteście przyszłością, lecz Bożym teraz. On was zwołuje i wzywa was w waszych wspólnotach i miastach, by pójść w poszukiwaniu dziadków, dorosłych, aby stanąć na nogi i razem z nimi zabrać głos i spełnić marzenie, z jakim Pan was wymarzył.”
Fot. archiwum Michała Bolesty.

Fot. archiwum Michała Bolesty.

Fot. archiwum Michała Bolesty.

Fot. archiwum Michała Bolesty.

Od Luizy: Z Michałem poznaliśmy się dopiero w Panamie, nie byliśmy na tych samych szkoleniach ani na etapie Rejsu Niepodległości. Jednak w Panama city kilkadziesiąt kilometrów przemierzyliśmy razem, co było niewątpliwie dobrym czasem, za który dziękuję! :)

***

ks. Michał Siennicki SAC

Czas szybko mija. Już ponad tydzień od zakończenia Światowych Dni Młodzieży w Panamie. W tym czasie wróciłem z Panamy do Polski i z Polski do Rzymu, gdzie mieszkam. 2 lutego odprawiłem Mszę z Papieżem w Bazylice św. Piotra, a Papież w niedzielę poleciał do ZEA. Aktywny ten nasz Ojciec Święty.

Mimo aktywności i pędzącego czasu będzie o Panamie, o Światowych Dniach Młodzieży i o tym, co zostanie na długo w pamięci. Wiele osób zadaje pytanie: Po co Światowe Dni Młodzieży? Coś dają, ktoś na tym zyskuje? A może to wysiłek, który nie przekłada się na żaden wymierny efekt?

Pierwszą myślą, która mi przychodzi w odpowiedzi na takie pytania jest: doświadczenie wiary. Ludzie, którzy zdecydowali się na wyjazd do Panamy, dostali taką szansę, mieli taką możliwość, mogli w Panamie doświadczyć wiary. Jan Paweł II zapisał kiedyś, że "wiara przekazywana umacnia się". Mieliśmy okazję do przekazywania i pokazywania naszej wiary. Mieliśmy okazję, by nasza wiara się umocniła.

Innym wymiarem Światowych Dni Młodzieży było - i jest - spotkanie. Wielu młodych ludzi mogło się spotkać i mimo różnych języków, kultur, zwyczajów mieli coś wspólnego. Tą płaszczyzną spotkania jest wiara w Chrystusa. Najbardziej uderzyło mnie to w sobotnie popołudnie, 26 stycznia. Idąc zamkniętą panamską autostradą widziałem tysiące młodych ludzi, każdy mówił w innym języku, niósł inną flagę. To był wielki pochód. I nie było Policji. Moim zdaniem taki międzynarodowych pochód w 100 procentach pokojowy możliwy jest tylko w czasie Dni Młodzieży. Można zadać pytanie: Dlaczego tak się dzieje? Ludzi, którzy szli na sobotnie czuwanie różniło wszystko, a łączył tylko jeden element. Łączyła ich wiara w Chrystusa.

Jest jeszcze inny element spotkania, o którym w kontekście Światowych Dni Młodzieży warto powiedzieć. Wiele Amerykańskich filmów opartych jest o schemat podróży. Główny bohater wyrusza w podróż na koniec świata, by odnaleźć... samego siebie. Schemat ten jest sprawdzony także przez uczestników Dni Młodzieży w Panamie. Podróż na koniec świata by odnaleźć... swoją wiarę, sens życia, spotkać samego siebie. Może dla wielu osób zagonionych i zrozpaczonych pędzącym światem te dni w Panamie były potrzebne by spotkać... samego siebie.


A Ty kogo spotkałeś w Panamie? Jeśli nie byłeś/byłaś w Panamie, to możesz przeżyć to, co my w inny sposób. Jak? Idź w niedzielę do Kościoła, a tam czeka na Ciebie Chrystus i wspólnota ludzi, tak innych, a jednak wspólnota która ma tylko jeden wspólny element, wiarę w Chrystusa.




Fot. archiwum ks. Michała Siennickiego SAC.
Ks. Michał o sobie:

kapelan Rejsu Niepodległości (etap: Mauritius - Singapur)

doktorant prawa w Rzymie na PUSC

Od Luizy: Ks. Michała również poznałam dopiero podczas pielgrzymki, a dokładnie to we wsi El Retiro, gdzie przeżywaliśmy pierwszą rejsową Mszę św. w Panamie. Już po chwili rozmowy odnaleźliśmy wspólnych znajomych (i to bez udziału portali społecznościowych!). Jako że w prowicji Cocle byliśmy przydzieleni do okręgu Rio Hato, a w Panama city trafiliśmy do parafii św. Łukasza Ewangelisty, było wiele okazji do rozmów. Ks. Michała na pewno pamiętacie ze zdjęć na blogu. Dziękuję za ten czas! :)

***
Barbara Skrzypko

Wciąż nie wiem, czym sobie zasłużyłam na udział w Rejsie Niepodległości i Światowych Dniach Młodzieży w Panamie. Pozostanie do dla mnie wielką niespodzianką daną mi od Boga! Od wyjazdu z Panamy minęło już kilka dni. Mimo drastycznego powrotu do studenckiej rzeczywistości i obowiązków, wciąż mam w sercu ogromną radość ze spotkania z tysiącami młodych ludzi z całego świata, który tak jak ja, wierzą i wielbią Boga! Mimo nielicznych tylko promieni słońca przedostających się przez zimowe chmury na polskim niebie, mam w sercu pogodę ducha i uśmiech na twarzy skierowany do wszystkich przechodniów. Właśnie tego nauczyłam się przez 18 dni obcowania z panamską kulturą – otwartości, serdeczności i zwykłej radości. Hiszpańskie ‘tranquilo’ ciśnie mi się na usta, gdy czekam na opóźniający się autobus. Od nowa uczę się punktualności, wiedząc, że nie funkcjonuje już tutaj ‘panamski czas’. Zastanawiam się, jak rozmnożyć, by poczęstować wszystkich znajomych,  platanos verdes, które wzięłam do walizki. I mimo, że budzik stał się nieskuteczny, a na zajęciach zasypiam, wiem, że warto było być tam w Panamie, by poznać jej kulturę.

To prawda, że Panama jest bardzo zróżnicowana pod względem standardu życia. W małych miasteczkach w głąb kraju, ludzie nie potrzebują szyb w oknach, farby na ścianach i wody do mycia lecącej z góry. Beczka z chłodną wodą niejednokrotnie była spełnieniem marzeń po gorącym dniu przygód. Może nie dla wszystkich, ale spanie w hamaku na zewnątrz może sprawić więcej frajdy niż na wygodnym łóżku w klimatyzowanym pokoju w Ciudad de Panamá. To, co jednak łączy ten kraj, to niezmienna, piękna pogoda, piaszczyste plaże i urokliwe wzgórza, ciekawa tropikalna roślinność, różnorodność ptaków i innych zwierząt, o których czytałam wcześniej tylko w książkach. I ludzie, gotowi do pomocy, troskliwi, gościnni i pozdrawiający z uśmiechem napotkanych pielgrzymów. Gromadce rodzeństwa zupełnie nie przeszkadza brak wspólnego języka, by w najlepsze bawić się, grać i tańczyć z peregrinos (pielgrzymami - L.N.). Głośna, rytmiczna muzyka latynoamerykańska, symbol Ameryki Łacińskiej, wcale nie omija Panamy i również dotyczy pieśni religijnych. Wydaje mi się, że Panamczycy lubili jednak słuchać też nas, Polaków, śpiewających spokojną barkę lub Apel Jasnogórski. Jestem szczęśliwa, że mogłam współtworzyć Chór Rejsu Niepodległości, który wziął udział w koncercie Polska dla Panamy. Z wielkim sentymentem wspominam czas prób, mimo że wiązało się to niejednokrotnie z rezygnacją z innych tamtejszych atrakcji. Ciężko mi policzyć, ile razy zatańczyłam w Panamie poloneza i niezastąpioną belgijkę. Największą dla mnie niespodzianką było, gdy w czasie powitania Daru Młodzieży w panamskim porcie, tamtejsi żołnierze i uczniowie szkoły morskiej dołączyli do nas, tańczących pieśni lednickie, belgijkę i, jako zwieńczenie, poloneza. Jednak najpiękniejszy polonez zatańczyliśmy na koniec koncertu, z wszystkimi jego uczestnikami. Nigdy tego nie zapomnę!


Celem tej pielgrzymki były centralne spotkania Światowych Dni Młodzieży (Jornada Mundial de la Juventud). Tłumy ludzi, hałas i mało widoczny bilbord nie sprzyjał skupieniu i zrozumieniu słów papieża. Jednak przy odrobinie dobrej woli przesłanie spotkania dotarło do każdego uczestnika. To, co zapisałam w moim sercu, to pragnienie służby innym. Teraz w życiu codziennym i później w zawodowym. My młodzi, mamy w sobie ogromną siłę i wolę działania, którą możemy wykorzystać już teraz. Nie jesteśmy przyszłością świata, lecz jego teraźniejszością. W czasie pobytu w Panamie podejmowałam wiele decyzji: gdzie pojadę, z kim pójdę, jak się zachowam. Nie wszystkie były właściwe. Wracam z decyzją, by nie podążać za duchem tego świata, ale patrzyć na Krzyż, który jest symbolem ofiary i miłości.


Mam nadzieję, że tak długo żywe będą we mnie wspomnienia, jak długo będę miała kontakt z ludźmi z Rejsu Niepodległości. Również tak długo żywe będą wszystkie hiszpańskie i angielskie konwersacje rozpoczęte na  WhatsAppie, jak długo żywe będą we mnie owoce tego spotkania.



Fot. archiwum Barbary Skrzypko.

Fot. archiwum Barbary Skrzypko.

Fot. archiwum Barbary Skrzypko.

Fot. archiwum Barbary Skrzypko.
Basia o sobie: pochodzę z Długiego Ługu, wioski w gminie Korycin, z której jestem dumna, która leży w połowie drogi z Augustowa do Białegostoku. Od trzech lat studiuję medycynę na pięknym Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku. 
Ósmy rok jestem stypendystką papieskiej Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia.
Jestem uzależniona od biegania, bo od 10 lat trenuję średnie dystanse na stadionie.
W Rejsie Niepodległości płynęłam na odcinku Teneryfa-Kapsztad.

Od Luizy: Basię poznałam w Panamie, w naszym pierwszym panamskim domu. Tak, tym słynnym, gdzie mieszkaliśmy w 16 osób i było wspaniale! Cieszę się, że przez niemal trzy tygodnie pielgrzymki spędziłyśmy ze sobą sporo czasu, m.in. śpiewając w sopranach. Dziękuję, Basiu! :)

***

Daria Wasilewska

Panama zaskoczyła mnie przede wszystkim swoją różnorodnością i otwartością ludzi. Góry-ocean, wieżowce-dżungla, bieda-bogactwo, a to wszystko wśród różnobarwnych kwiatów i rozśpiewanych ptaków.

Po przylocie chciałam jak najwięcej zobaczyć, dosłownie wszystko, wszystko, wszystko, i to jak najszybciej - a tu bum, zderzenie, tu ludzie aż tak się nie śpieszą, decyzje podejmuje się wolniej, dużo się czeka i jedna atrakcja na dzień jest wystarczająca. Po czasie dotarło do mnie, że to nie ilość zaliczonych w locie widoków się wspomina (nawet jak się jest w tak egzotycznym miejscu), że na najlepsze momenty trzeba trochę poczekać, by je docenić. Nie warto planować też chwili co do minuty, bo Bóg zawsze potrafi nas czymś miłym zaskoczyć.

Bardzo doceniłam poświęcony nam przez mieszkańców Rio Hato (wioseczki, do której trafiliśmy na początku) czas. Na te kilka dni stworzyliśmy prawdziwą międzynarodową rodzinkę. Oferowali nam wszystko, co mieli najlepsze i wkładali w to całe serce. To panująca atmosfera zadecydowała o tym, że najlepsze wspomnienia mamy właśnie stamtąd. Nie miałyśmy bieżącej wody, w poszukiwaniu prysznica chodziłyśmy po całej wiosce, a nasza obecność była tam jak kolejne odcinki serialu -mieszkańcy wioski obserwowali jak jemy, tańczymy, leżymy na kocyku oglądając gwiazdy i tylko przenosili swoje krzesełka śledząc uważnie każdy nasz krok. Przy pożegnaniu wszystkim leciały łzy. Chciałabym taką postawę otwartości i spokoju prezentować moim najbliższym tu, w Polsce, ale szczególnie w czasie sesji nie jest to łatwe…

Stolica natomiast był to dla nas szok komfortowy. Niektórzy trafili do ogromnych wieżowców z widokiem na Ocean, a niektórzy do willi z basenami i 6 osób pomocy domowej. Mimo to spotkała nas tam życzliwość i serdeczność. Drobne gesty, t.j. czekający na nas (nawet o 2 w nocy) ciepły posiłek i zawsze otwarte drzwi, bardzo umiliły nam spędzony tam czas. W takich warunkach jednak trudniej jest zachować tak dużą otwartość na innych jak na wsi.

Jednym z najfajniejszych wspomnień z pobytu w Panama City jest dla mnie wycieczka do parku, który był w pobliżu miejsca naszych koncertowych prób. Szliśmy w ciszy, nie śpiesząc się i spotkaliśmy masę zwierząt! Leniwiec śpiący na mango, najcudowniejszy koliber latający nam dookoła głowy, aguti, cała rodzinka ostronosów, która wyszła na drogę po przejrzałe figi, autostrady mrówek niosących rzeczy pięć razy większe niż one (jedna nawet pchała kamień) i na koniec jeszcze skaczące po drzewach małpy!

Na centralnych wydarzeniach przypomniałam też sobie, że warto w każdej sytuacji szukać pozytywów. Tłumy pragnące (nie tylko zgnieść Cię w kolejce) spotkać się z Papieżem były niesamowitym świadectwem wiary i sprawiały, że słowa Franciszka “by naszym największym marzeniem był Jezus” stawały się mniej odległe. No bo w jakim celu warto by było jechać tyle godzin, podjąć tak wielki trud i potem piękny wieczór spędzać na zatłoczonej ulicy, a nie na plaży?

Każdy z nas miał w Panamie inne przygody, inne atrakcje, spotkał innych ludzi, tak samo jak w życiu - nie warto ich zazdrościć. Ja zmagałam się z decyzjami, których żałowałam, a potem żałowałam, że żałowałam. W dzień swoich urodzin nie pojechałam na wyspy karaibskie i cały dzień spędziłam chodząc po wsi, ale za to nocowałam na plaży, a rano przy wschodzie słońca widziałam żółwiki podążające do morza. Naprawdę nie warto żałować! Trzeba się cieszyć daną chwilą, żyć TERAZ - tak, jak to podkreślał Papież Franciszek! Na jednej z międzynarodowych homilii zastanawialiśmy się z biskupem francuskim, czego nam najbardziej brakuje. Z siedzącymi obok koleżankami jednomyślnie spostrzegłyśmy, że pokory i wdzięczności. To, że teraz nie przeżywasz nadzwyczajnej przygody, tylko cały dzień się uczysz, nie znaczy że jutro nie spotka Cię coś niesamowitego…
Fot. archiwum Darii Wasilewskiej.

Fot. archiwum Darii Wasilewskiej.

Fot. archiwum Darii Wasilewskiej.

Fot. archiwum Darii Wasilewskiej.

Daria o sobie: studentka 3 roku medycyny. Studiuje i mieszka w Białymstoku z 4 młodszego rodzeństwa, kotami i psem. Uwielbia przygody i te małe i duże, śpiewa w chórze akademickim i angażuje się w Stowarzyszeniu Harcerstwa Katolickiego “Zawisza”. W Rejsie Niepodległości płynęła na etapie Kapsztad-Singapur.

Od Luizy: Podczas prób na scenie oraz podczas samego koncertu "Polska dla Panamy" stałyśmy z Darią obok siebie. Nadal z uśmiechem to wspominam. Dlaczego? Obie czułyśmy rytmy piosenek Darka Malejonka, Olgi Szomańskiej czy Marcina Januszkiewicza :D Szczególnie na próbie trochę sobie potańczyłyśmy. Dzięki za wszystko!

***

Serdecznie dziękuję Emilii, Sławkowi, Michałowi, ks. Michałowi, Basi, Darii za obdarzenie mnie zaufaniem oraz współpracę. Za Panamę też Wam dziękuję! Ludzie to zawsze wielka wartość podczas życiowych doświadczeń. :)

Do usłyszenia, drodzy Czytelnicy! Jak dobrze, że jesteście! +

Luiza

PS To nie koniec doświadczeń Rejsowiczów! Oczekujcie kolejnych wpisów :) Możecie "zasubskrybować" bloga i dostawać na maila wiadomość o nowym poście.
PS 2 Znalazłam wywiad przeprowadzony ze mną w Radio Rodzina: http://www.radiorodzina.pl/archiwum-audycji/21430/.

Komentarze

  1. Kochani! Dziękuję, że dzielicie się Waszymi pięknymi przeżyciami. Serce rośnie, gdy tylu młodych ludzi dostrzega Błogosławieństwo Boga, ma otwarte serce na to, co Dobry Bóg nam daje.
    Pan Bóg jest Niepojęty w Swojej Dobroci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty